Mówimy o naszych przepisach, że są szybkie i proste. Ale czy na pewno prosty przepis gwarantuje nam, że spędzimy mało czasu w kuchni? Przy okazji niedawnej przeprowadzki miałam okazję przekonać się, że niekoniecznie. Jest kilka sprzętów, które są wręcz niezbędne do tego, żeby w kuchni było szybko i efektywnie. Jednak odczułam to dopiero, gdy ich zabrakło. Jesteście ciekawi o czym mowa?
Tekst ten został stworzony przede wszystkim z myślą o osobach, które z dietą odżywczą i gotowaniem, zwłaszcza tym roślinnym, dopiero zaczynają. Jest też dla każdego, komu wydaje się, że na diecie roślinnej potrzebne są bardzo zaawansowane, drogie sprzęty i mega kuchnia na wypasie.
Całkiem niedawno przy okazji wyprowadzki z mojego warszawskiego lokum i przeprowadzki na czas zimy na Teneryfę, przypomniałam sobie o znaczeniu narzędzi, które stały się dla mnie oczywistym elementem kuchennej rzeczywistości i efektywności. Jednak jak się okazuje bez nich już tak super szybko nie jest. Miałam szansę doświadczyć kilku dni z bardzo minimalną liczbą sprzętu, a także kilku takich, kiedy w nowym miejscu o sprzęty zadbać musiałam na nowo. Okazało się wtedy, że rzeczy, które normalnie zajmowały mi 5 sekund, czy 3 minuty, bez właściwych narzędzi trwają o wiele dłużej.
Pierwsza niespodzianka spotkała mnie jeszcze w warszawskim mieszkaniu. Ostatnie kilka dni to był czas, kiedy w kuchni nie było już prawie nic z moich rzeczy. Wyciągam pierwszy lepszy, a później kolejny, tym razem wyglądający na najlepszy, nóż, i okazuje się, że pokrojenie warzyw zajmuje mi wieki. Moje dłonie tak bardzo przywykły do ostrego, poręcznego noża, że zapomniałam, że może być inaczej. 10 lat temu jeden z moich izraelskich przyjaciół, karmiony przeze mnie przez kilka dni w moim ówczesnym lokum w Pradze, powiedział na koniec: Agi, rzucaj ten marketing, przyjeżdżaj do Izraela, otworzymy restaurację. Ale najpierw, znajdziemy ci twój nóż, taki, który będzie idealny do twoich dłoni. Każdy szef kuchni taki ma.
Marketingu wtedy nie rzuciłam, noża też nie znalazłam, ale coś czuję, że to było to pierwsze nasionko ku temu, co robię teraz. Tak czy inaczej, mój nóż idealny dostałam kilka lat temu w prezencie od kuzyna. Bez przymiarek, bo był on gwiazdkową niespodzianką, a poza tym częścią zestawu, jednak okazał się totalnie mój. Uwielbiam nim pracować. Niestety nie mam pojęcia jaka to marka, nie mogę teraz też tego sprawdzić, bo został w pudłach w Polsce (Mateusz używa noża Fiskars https://www.fiskars.pl/produkty/kuchnia/noze-i-akcesoria-do-ciecia/noz-szefa-kuchni-20-cm-1014194 i bardzo go sobie ceni). Na Teneryfę ze względu na ograniczenia bagażu go nie zabrałam, natomiast jednym z pierwszych moich zakupów do pustej kuchni był właśnie dobry, wygodny nóż. Nie siedzi w dłoni aż tak, jak ten mój, ale praca z nim idzie mi całkiem sprawnie.
Zatem sprzęt numer 1 to odpowiedni nóż.
Co dalej? Kolejny sprzęt to dobry blender kielichowy, taki o mocy min. 700 W, najlepiej z kielichem, w którym zmienia się nakrętkę i zabiera w drogę, czyli tzw. blend&go. Kiedy na pierwszym etapie przeprowadzki zostałam jedynie z blenderem ręcznym, okazało się, że mój poranny smoothie to wcale nie taka szybka sprawa. Nie wspominając o śmietance z nasion słonecznika. Zarówno czas przygotowania jak i efekt końcowy pozostawiały wiele do życzenia i więcej sprzątania. Normalnie na co dzień korzystałam z blendera Hobbsa (https://pl.russellhobbs.com/produkt/blender-nutri-boost-23180-56). Nutri Boost Hobbsa to blender o mocy 700 W, z zestawem pojemników, gdzie zmienia się tylko nakrętkę, ze specjalną nakładką do mielenia suchych elementów (np. płatków owsianych na mąkę). Tęsknię tu za nim. Swego czasu miałam też okazję korzystać z oryginalnego Nutribulleta, jest fajny, natomiast sprzęt Hobbsa w relacji jakości do ceny u mnie zdecydowanie wygrywa.
Sprzęt numer 2 to mocny blender kielichowy blend&go.
Aktualnie żyję jedynie z blenderem ręcznym Boscha, 750 W (https://www.bosch-home.pl/lista-produktow/drobny-sprzet-kuchenny/blendery-reczne/ergomixx/MSM6S70B?breadcrumb=null). No właśnie, tym sposobem przechodzimy do blendera ręcznego. Jest to jedyny sprzęt, jaki ze sobą zabrałam na Teneryfę, nauczona doświadczeniem kilku dni świątecznych u rodziców, którzy mają blender ręczny o mocy 250 W – chcąc coś porządnie zblendować na stół świąteczny, musiałam biec do Mateusza, u którego od lat króluje Vitamix. To już zupełnie inna kategoria. Dzięki szybkości obrotów i pałce do mieszania można nim przygotować rewelacyjną tahini bez dodatku oleju, czy też masło z dowolnych nasion i orzechów. Z pewnością jest to sprzęt, który efektywność w kuchni podnosi znacząco. Tymczasem dla podstawowego gotowania, takiego jakim dzielę się na Salaterce, wymienione przeze mnie sprzęty spokojnie wystarczają. Powracając jeszcze do mojego blendera ręcznego – Ergomixx to zestaw, w którym jest też m.in. końcówka do rozdrabniania lodu oraz ubijaczka do piany. Zabrałam ze sobą tylko opcję podstawową, czasami wspominam z sentymentem pozostałe części, natomiast i bez nich daję radę.
Sprzęt numer 3 to mocny blender ręczny
Kolejny istotny element w szybkim gotowaniu to dobra, nieprzywierająca patelnia. Przekonałam się o tym jeszcze w trakcie ostatnich dni w Warszawie, kiedy moja patelnia wyjechała. Przekonuję się i tutaj. Nie mając czasu na jakieś dłuższe poszukiwania (bo w końcu w kuchni nie miałam nic) i nie chcąc wydawać zbyt wiele na sprzęty na okres 3 miesięcy, zakupiłam coś, co wyglądało w miarę porządnie i było w rozsądniej cenie. Ale jak się okazało, tylko wyglądało. Przywiera. Moja kolejna patelnia, to będzie sprzęt rekomendowany przez Mateusza, który jest absolutnie zachwycony patelniami Tefala, serią Tefal Talent Pro https://www.tefal.pl/Garnki-i-Patelnie/Patelnie-i-garnki/Talent-Pro/p/R-Talent_Pro – mała uwaga – największa z nich (32 cm) jest bardzo ciężka i trudno podnieść ją swobodnie jedną ręką – można na niej zrobić wielką porcję tofucznicy dla dwóch osób, ale do podsmażenia cebulki, którą dodamy do garnka, lepsze będą mniejsze rozmiary.
I to jest sprzęt na lata użytkowania. Z potrójną powłoką, odporny na zarysowania. Mateusz ma 1 dużą patelnię podstawową, 1 grillową i 1 do naleśników. Ja ze względu na mój minimalizm spokojnie zadowolę się opcją podstawową.
Dlaczego dobra, nieprzywierająca patelnia jest ważna? Z tego samego powodu co dobry nieprzywierający garnek. Ułatwia gotowanie na minimalnej ilości tłuszczu i nie wymaga dodatkowej uwagi, czy przypadkiem coś się nie przypali. Przykładowo można zostawić danie jednogarnkowe bez nadzoru i robić w tym czasie coś innego, np. zapisać nowy przepis 😉
Sprzęt numer 4 to patelnia z powłoką nieprzywierającą
Mamy zatem wygodny nóż, blender ręczny 750 W (chociaż myślę, że 700 W też by spokojnie starczyło), blender kielichowy typu blend&go (czy też nutribullet) o mocy 700 W oraz nieprzywierającą patelnię.
Na Teneryfie wprowadziłam się do mieszkania z pustą kuchnią po remoncie – były w niej tylko talerze i dzban na wodę. Podczas uzupełniania jej o najbardziej niezbędne elementy, przekonałam się o znaczeniu jeszcze kilku elementów.
Należą do nich:
-
- wygodna tarka
-
- garnek z powłoką nieprzywierającą – Mateusz poleca garnek z Ikea i również na niego pewnie się skuszę po powrocie do Polski (https://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/40129459/?fbclid=IwAR22c5lvojwyHrm_qbNtYh9FOlUcEcToss9YDfkcJDmFklgvSEQUT8niMvA).
-
- obieraczka do warzyw (którą robię też makaron np. z marchwi i cukinii)
-
- naczynie żaroodporne / ewentualnie silikonowe
-
- duża deska do krojenia
- wyciskarka do cytrusów
-
- pojemnik z miarką na płyny
Ach. Zapomniałabym jeszcze 2 bardzo istotne, przynajmniej w moim przypadku rzeczy. Ale żadna z nich nie była dla mnie zaskoczeniem, są tylko zwyczajnie moim niezbędnikiem. Pierwsza to waga kuchenna – i tak, tą też zabrałam ze sobą. Waga u mnie najchętniej z pojemniczkiem, chociaż ta moja ze względu na wygodę transportu pojemniczka nie ma.
Druga rzecz, moja numer jeden gdziekolwiek jestem, to włoska kawiarka ciśnieniowa. Kocham to urządzenie całym sercem odkąd przez kilka miesięcy mieszkałam w Londynie w domu pełnym Włochów. Moja poranna, mała czarna z kardamonem, cayenne i cynamomen, to mój rytuał, bez którego moja efektywność leci w dół, na łeb na szyję. No może aż tak już nie. Ale jej obecność zdecydowanie podnosi moje wibracje, a z tymi kuchnia odżywcza odżywia i duszę i ciało 🙂
Chcecie, żebyśmy opisali szerzej któreś z opisanych tu produktów? Więcej o parametrach, o dostępnych na rynku rozwiązaniach, rekomendacje, testy / zestawienia? Dajcie znać.
Smacznego!
Agnieszka
.
Książka „Jadłospisy witalne”
Można już zamówić naszą najnowszą książkę. Są to roślinne przepisy, które dosłownie przywrócą Ci siły witalne.
Wszystkie przepisy z tej książki mają wyjątkowo niski ładunek glikemiczny, dzięki czemu jeszcze lepiej pomagają odzyskać energię oraz wspierają utratę wagi. Co więcej, są też świetnym wsparciem dla osób z insulinoopornością i cukrzycą.